Dwa powody, dla których transaktywizm zawsze będzie sprzeczny z interesem lesbijek
Wracamy do podstaw i wyjaśniamy, o co właściwie nam chodzi
Na co dzień przytaczamy różne przykłady, które dowodzą, że transaktywizm jest sprzeczny z najlepszym interesem lesbijek. Jednakże zbytnio koncentrując się na konkretnych sytuacjach „z życia”, łatwo można stracić z oczu podstawowe przyczyny, które determinują opisywane zdarzenia.
Uważamy, że są dwa główne powody, dla których transaktywizm – bez względu na to, jaką formę przyjmie i jakie będą jego postulaty – zawsze będzie sprzeczny z naszym interesem.
NB. Posługujemy się słowem “interes” w ogólnym i raczej powszechnym znaczeniu - w czyimś interesie jest to, co przynosi jej/mu korzyść. Mówiąc o tym, że coś jest sprzeczne z interesem lesbijek, mamy na myśli, że zagraża naszemu dobrostanowi, bezpieczeństwu, kulturze, szczęściu, wolności itp.
Po pierwsze:
Zmiana definicji pojęć “kobieta” i “mężczyzna” prowadzi do zmiany definicji orientacji seksualnej, a zatem do przesuwania naszych granic seksualnych
Orientacja seksualna determinuje nasz pociąg seksualny do osób określonej - bądź określonych - płci.
Aktywiści trans rozumieją orientację seksualną inaczej - jako cechę, która determinuje pociąg seksualny do osób określonej bądź określonych tożsamości płciowych (ang. gender identity).
Najprostsza definicja tożsamości płciowej mówi zaś, że jest to “płeć, którą mamy w głowie”, “to, jak się identyfikujemy”.
Płeć i tożsamość płciowa to dwa różne terminy. Niektórzy celowo lub nieświadomie je mylą, szczególnie w Polsce, jako że nie ma w języku polskim rozróżnienia między “sex” i “gender”. Powszechne jest więc udawanie, że czyjś sposób identyfikacji jest jego/jej “płcią”.
Powtórzmy więc jeszcze raz: pociąg seksualny uwarunkowany jest płcią (“sex”), a nie tym, jak dana osoba sama się postrzega. Dla osób homoseksualnych - zwłaszcza dla kobiet - istotne jest więc to, jak zdefiniowana zostanie płeć i opierające się na niej terminy, takie jak “kobieta” i “mężczyzna”.
Wszak w zależności od tego, jak zdefiniujemy kobietę, będziemy definiować też lesbijkę oraz granice jej pożądania.
Zmieniając definicję kobiety i mężczyzny, aby oprzeć je na tożsamości płciowej zamiast na płci, w oczywisty sposób zmienia się znaczenie pojęć “gej” i “lesbijka”.
Powszechnie uznaje się, że mężczyźni, których pociągają kobiety są heteroseksualni. Natomiast, jeśli taki mężczyzna zacznie identyfikować się jako kobieta - wedle nowej definicji propagowanej przez transaktywistów - należałoby go uznać za lesbijkę.
W rzeczywistości mężczyzna taki jest heteroseksualnym mężczyzną z fetyszem. Wiedziały o tym pokolenia lesbijek, które trzymały się od nich z daleka. Jeszcze kilka lat temu opowieści o “facecie hetero, który identyfikuje się jako lesbijka” były nieśmiesznym, homofobicznym żartem opowiadanym przez “tradycyjnych” mizoginów i lesbofobów. Zdarzali się pojedynczy mężczyźni, którzy z pełną powagą tak się opisywali, ale byli solidarnie poddawani ostracyzmowi przez lesbijki, którym ani śniło się “afirmować” jego identyfikację.
Ze statystyk wiadomo z kolei, że większość mężczyzn identyfikujących się jako kobiety deklaruje pociąg do kobiet1. Z kolei tożsamość “lesbijska” jest u nich częstsza niż “heteroseksualna” (mówiąc “po ludzku”, wśród transkobiecych mężczyzn jest więcej heteroseksualistów niż gejów).
Statystyki dowodzą zatem, że dla naszej społeczności nie jest to wcale marginalny problem.
No dobrze, ale dlaczego właściwie oparcie definicji orientacji seksualnej na tożsamości płciowej, zamiast na płci, jest dla nas bardzo złe?
Ponieważ jest to otwarcie furtki do przekraczania naszych granic seksualnych.
Lesbijki nie życzą sobie redefiniowania naszej seksualności tak, by obejmowała ona mężczyzn.
Nie życzymy sobie, by ktoś narzucał nam, że mamy akceptować mężczyzn jako potencjalnych partnerów życiowych i seksualnych (skądś już to znamy, prawda?)
Bo mamy prawo do terminu, który określa tylko nas.
Zasługujemy na własne słowo.
Mamy prawo do własnych przestrzeni, takich jak organizacje, wydarzenia, grupy czy aplikacje randkowe.
Redefiniowanie tego, kim jest lesbijka sprawia, że młode i nieasertywne dziewczyny stają się szczególnie narażone na nadużycia seksualne, grooming i manipulacje.
Już teraz młode pokolenie kobiet homoseksualnych jest uczone przez organizacje LGBT, że penis może być żeńskim narządem i że lesbijkom z definicji “penis kobiety” nie powinien przeszkadzać.
Ze strachu przed odrzuceniem przez queerowe środowisko, młode dziewczyny coraz częściej stają się skłonne przystawać na relacje, na które nie mają ochoty (tak, znamy takie przypadki). Nie chcesz spotykać się z transkobietą? Coś z tobą nie tak, na pewno jesteś terfem albo transfobem. Jeśli jesteś dojrzałą i asertywną kobietą, to nie przystaniesz na takie szantaże, ale wiele młodych dziewczyn niestety nie ma w sobie tej siły.
Zmiana definicji lesbijki prowadzi do tego, że nie ma już słowa na określenie grupy kobiet, które są zainteresowane seksualnie wyłącznie osobami płci żeńskiej i które zatem nie są zainteresowane kontaktem z penisem.
Redefinicja tego słowa służy do powtórnego narzucania nam obowiązkowego heteroseksualizmu (ang. compulsory heterosexuality), z którego od zarania dziejów staramy się wyzwolić.
Z kolei nasza własna orientacja homoseksualna jest kwestionowana, gdy wchodzimy w relacje z kobietą prezentującą się w sposób stereotypowo “męski”, zwłaszcza jeśli określa się ona jako trans czy niebinarna.
Po drugie:
Medykalizacja nonkonformistyczego podejścia do stereotypów płciowych niszczy nas, nasze zdrowie i relacje
Osoby LGB statystycznie częściej przejawiają cechy stereotypowo kojarzone z płcią przeciwną niż osoby hetero. Dużo dziewcząt, które w dzieciństwie są tzw. “chłopczycami” wyrośnie na kobiety homo- czy biseksualne. I jest to dobre i naturalne. Dlaczego się tak dzieje? Trudno powiedzieć, ale jest to fakt, o którym wie każdy, kto sam jest lesbijką lub gejem.
Dorastając i mierząc się z otaczającą nas homofobią i mizoginią, wiele z nas zaczyna też odczuwać niechęć czy wręcz nienawiść do samych siebie, naszego ciała i płciowości. Cechy “męskie” wydają nam się bardziej pożądane - zarówno społecznie, jak i w oczach innych kobiet (którym same chcemy się przecież podobać).
Nie znamy dorosłych lesbijek, które mogłyby stanowić dla nas pozytywny wzorzec. Mamy ochotę “wypisać się” z bycia kobietą.
W okresie dojrzewania u wielu z nas zawiązuje się dysforia płciowa (dyskomfort i cierpienie psychiczne spowodowane świadomością własnej płci).
Jest to częste doświadczenie kobiet homo- i biseksualnych. U większości mija ono z wiekiem.
U niektórych z nas dysforia nie mija, ale uczymy się z nią żyć. Wiele butch lesbijek zmaga się z nią przez całe życie.
Niestety, teoria queer zachęca nas do kultywowania i afirmowania naszego dyskomfortu, przekuwając go w trans-tożsamość.
Odradza nam spojrzeć krytycznie na nasz brak samoakceptacji, co z kolei czyni teoria feministyczna. Teoria queer tłumaczy nam, że być może wcale nie jesteśmy kobietami. Nasz nonkonformizm, często będący z nami od dziecka, ma być przejawem naszej ukrytej i prawdziwej męskiej tożsamości.
Nonkonformistyczne kobiety - jakże często butch lesbijki - okazują się być de facto mężczyznami.
Teoria feministyczna mówi z kolei, że stereotypy płciowe (gender) są szkodliwe i służą opresji kobiet w patriarchacie. Powinnyśmy się z nich wyzwolić i zrozumieć, że bycie kobietą nie zasadza się na performowaniu kobiecości. Jeśli kobieta ma taką wolę, może ubierać się “po męsku” i performować męskość całe życie, ale nie sprawi to, że będzie mniej kobietą niż taka, która uwewnętrznia stereotypowe normy kobiecości.
Jesteśmy kobietami bez względu na to, czy jesteśmy stereotypowo “kobiece”.
Środowisko queer z kolei zachęca nas do afirmowania naszych problemów z akceptacją własnej orientacji, płci i wyglądu, które przyjmują formę dysforii. Nie lubisz swoich piersi? Fantastycznie, możesz nosić binder, a potem zrobić mastektomię. Nie będziemy zadawać zbędnych pytań, np. o to, co może być powodem twojego dyskomfortu (trauma seksualna? zinternalizowana mizoginia i lesbofobia?).
Co więcej, zadawanie takich pytań i jakakolwiek próba analizowania przyczyn dysforii zbywane są oskarżeniem o stosowanie “terapii konwersyjnej”. Proste pytanie, czy dysforia nie jest przypadkiem wynikiem wpływów środowiskowych, jest uważane za przejaw transfobii.
Podczas gdy, tak, dyskomfort związany z płciowością, który lesbijki często odczuwają, jest wynikiem nakładających się na siebie czynników, takich jak trauma, mizoginia, lesbofobia czy nonkonformizm płciowy.
Teoria queer i transaktywizm propagują tranzycje lesbijek i afirmują nasz brak samoakceptacji.
Negują także naszą homoseksualną orientację, ponieważ dzięki tranzycji lesbijki i geje nagle okazują się “heteroseksualni”.
Tranzycja jest dla nas formą terapii konwersyjnej. Jest realną krzywdą wyrządzaną lesbijkom.
Defreyne, J. Elaut, E., Den Heijer, M. et al. ‘Sexual orientation in transgender individuals: results from the longitudinal ENIGI study’. International Journal of Impotence Research, 33, 694-702 (2021).
Grant, J. M., Mottet L.A., Tanis J. et al. ‘Injustice at Every Turn: A Report of the National Transgender Discrimination Survey’. Washington: National Center for Transgender Equality and National Gay and Lesbian Task Force, 2011. (online: https://transequality.org/sites/default/files/docs/resources/NTDS_Report.pdf).
1) nikt, oprócz was, nie redefiniuje pociągu seksualnego jako pociągu do "gender", a nie "sex"
2) wasza własna logika wam się nie zgadza - jeśli pociąg jest tylko do płci w sensie "sex" to pociąg transkobiety do cis-kobiet jest lesbijski. Bo chodzi o płeć (sex) obiektu tegoż pociągu. Transkobieta jest kobietą, bo jej gender to "kobieta", a nie "mężczyzna".
3) nikt nikogo nie zmusza do "kontaktu z penisem" transkobiety (xD) jeśli ta osoba tego nie chce.
4) nikt nikogo nie zmusza nazywać pociągu kobiety do transkobiety, szczególnie przed jakimikolwiek ingerencjami w ciało, "lesbianizmem"
5) tu największy chochoł - absolutnie nikt nikogo nie zmusza do zmiany płci
Więc, w skrócie: lesbijski jest pociąg transkobiety do ciskobiety ale pociąg ciskobiety do transkobiety niekoniecznie.